Olga

Życie rzuca nam kłody pod nogi. Przeskakujemy je, czasami łatwiej, czasami trudnej. Kiwniemy ręką, że to już za nami. I idziemy dalej. Jednak przychodzi taki czas, że ta niegdyś mała kłoda, którą bez problemów zostawiliśmy za sobą teraz przyciska nas z niesamowitą siłą. Krzyczymy, że damy radę, znam przecież siebie i wiem, że jestem na tyle silna by udźwignąć nawet to. Po pewnym czasie brak sił, motywacji i zostajemy w tej samej ‘pozycji’.  Lecz przychodzi czas na chwilę wyciszenia, spokojnej rozmowy i zaczynamy zdawać sobie sprawę, że ta kłoda, która leży za nami, ciągle nam przeszkadza, by odkryć siebie. Zaczynamy się zastanawiać i wołać o pomoc. Wtedy pojawia się On – nasz Drwal, który nigdy nie zabierze naszej kłody, ale jak to drwal potrafi pociąć ją na małe kawałki, tak że potrafimy się podnieść i dalej wyruszyć w podróż w miarę prostą drogą.

Czytaj więcej

Julia

Ten czas był o tematyce nawiązywania relacji między nami – ludźmi. Udało nam się stworzyć ciekawą wspólnotę zupełnie różnych osobowości, w których mieszka sam Pan Bóg, który dał nam łaskę dzielenia się swoimi doświadczeniami, przez które On sam mówił do nas. Ja osobiście doświadczyłam ciepła wspólnoty, nowo poznanych ludzi, którzy stali się bliscy memu sercu, poprzez wspólną miłość – Jezusa Chrystusa, który mieszka w każdym z nas i będąc miłością, również jej pragnie.

Czytaj więcej

Marta

Kolejny raz mam takie uczucie, że dopiero po powrocie, po czasie widzę owoce. Muszę przyznać, że chciałam wziąć udział w tych dniach ze względu na główny temat-poszukiwanie siebie. Uważam za krzywdzące stereotypowe patrzenie na takie rekolekcje, dla mnie ten czas znaczył wiele i choć wydawało mi się to nierealne, że krótkie 3 dni mogą coś diametralnie zmienić, ale chyba tak się stało.  Nie myślałam o odnajdywaniu siebie w kontekście powołania do życia w zakonie, ale ogólnie, w życiu.  Po tym czasie zapanował pewien spokój we mnie, wyciszenie,  myślę, że zaczynam widzieć to co mnie spotyka z innej, lepszej strony, doceniać to co mam i kogo mam. Rekolekcje te były szansą do spotkania wyjątkowych ludzi, ich historii. Chciałam przekazać jedno wielkie BÓG ZAPŁAĆ!  Mam nadzieję, że do zobaczenia.

Czytaj więcej

Przypatrzmy się powołaniu . . . (2)

Obecne warunki życia nie ułatwiają świętości, ale też jej nie uniemożliwiają, bowiem świętość jest możliwa w różnych warunkach, trzeba tylko uczyć się przyjmować Bożą łaskę „dzisiaj”, także w trudnych warunkach zewnętrznych.

W warunkach zbliżonych do obecnej sytuacji żyła  Celina z Chludzińskich Borzęcka. Swoim życiem zapisała piękną historię przyjaźni z Panem. Przypatrzmy się tej niezwykłej przyjaźni, wyrażającej również jej powołanie.

Celina rozpoznała powołanie do świętości. Sekret tej niezwykłej umiejętności odkryła w bliskiej więzi z Panem Jezusem, a „żyjąc ciągłą modlitwą wewnętrzną można dojść do tej wielkiej łaski zrozumienia w każdej chwili, czego Pan Jezus od nas chce”, zanotowała później w swoich notatkach. Pan Jezus był dla niej żywą Osobą, obecną przy niej, z nią. W Jego Obecności i z Nim, bez obawy o siebie, mogła dokonywać odważnych życiowych wyborów. Siebie i swoje życie powierzyła Panu Bogu, a On krok po kroku prowadził ją wskazując drogę.

Obdarowana świętością

Celina przyszła na świat 29.10.1833 roku. „W kilka dni po urodzeniu woda chrztu świętego omyła duszyczkę dziecięcia, czyniąc z niej wybrane mieszkanie Ducha Świętego”.

Wychowywała się w katolickiej, kulturalnej i zamożnej rodzinie wraz z rodzeństwem, Alojzym i Filipiną. Rodzice mieli zasady głęboko chrześcijańskie. Celina wychowywała się na wsi, w pięknym starym dworku otoczonym lipami, przy parku pełnym drzew, w pobliżu pól, łąk i lasów. Piękno przyrody oddziaływało na wrażliwą duszę dziecka, pobudzając do głębokich przeżyć i umiłowania samotności. W zetknięciu z przyrodą wzrastała w niej skłonność do podejmowania refleksji i pragnienie modlitwy. Żyjąc w klimacie modlitwy bardzo wcześnie ukochała rozmowy z Panem Bogiem.

Czytaj więcej