Celina wcześnie zaczęła myśleć o Bogu i od dzieciństwa odznaczała się otwartością na sprawy boże. Z zamiłowaniem – raczej rzadkim u dzieci –
Celina, bliska załamania, zapragnęła odprawić rekolekcje. Wpatrzona w postać Maryi i rozważając Jej „fiat”, także i ona wypowiedziała „niech mi się stanie”. Ukryła na dnie serca pragnienie wyłącznego oddania się Bogu i posłuszna woli rodziców oraz spowiednika i pogłębiona przeżytym cierpieniem, stanęła gotowa do nowych zadań. Dwudziestoletnia dziewczyna ujawniła wtedy najbardziej charakterystyczny rys swojej duchowości mający być jej znamieniem do ostatnich chwil życia: ukochanie ponad wszystko woli Bożej.
Małżeństwo Celiny z Józefem Borzęckim było bardzo szczęśliwe. Józef zabrał żonę do swego majątku w Obrębszczyźnie (koło Grodna) i otoczył ją nie tylko szacunkiem i miłością, ale i dobrobytem. Bóg obdarzył ich czworgiem dzieci, z których dwoje zmarło w niemowlęctwie. Przy życiu pozostały dwie córki: Celina i Jadwiga. Dzieci stały się dla Borzęckich obiektem największej troski i miłości. Wychowani wzorowo przez swych rodziców, Józef i Celina nie musieli szukać dodatkowych porad; praktykowali w stosunku do swych dzieci z dobrym skutkiem te metody wychowawcze, których sami doświadczyli w dzieciństwie.
Doczesne szczęście Celiny, które stało się jej udziałem w małżeństwie, nie oznaczało życia bez cierpień. W 1869r. Józef Borzęcki dotknięty atakiem paraliżu stracił władzę w nogach i znalazł się na wózku inwalidzkim. Teraz okazało się kolejny raz, że zgoda Celiny na małżeństwo nie była tylko zewnętrznym dostosowaniem się – dwudziestoletniej wówczas panienki – do woli rodziców i spowiednika. Celina naprawdę wierzyła, że jej zamążpójście jest Bożym powołaniem na ten okres jej życia. I tak, jak wtedy z całym oddaniem weszła w rolę żony i matki, tak teraz wzięła na siebie rolę najbardziej oddanej i cierpliwej pielęgniarki. Nie pomogły jednak lekarstwa, zabiegi i drogie kuracje, Józef Borzęcki zmarł w Wiedniu w 1874r., licząc 52 lata. Celina zapisała: „Odszedł mój anioł opiekuńczy”.
Warto wspomnieć, że Celina w czasie pobytu z mężem i dziećmi w Wiedniu, zaczęła prowadzić notatki, które zatytułowała: „Pamiętnik dla córek”. Jest to dla nas bezcenna spuścizna. Notatki zawierają nie tylko wspomnienia z życia Celiny, ale są pełne trafnych uwag o wychowaniu.
O. Semenenko, który od lat próbował założyć żeńską gałąź Zgromadzenia Zmartwychwstania Pańskiego uznał, że Celina, mając powołanie zakonne, doskonale nadaje się do tego celu. Przedstawił jej propozycję stanięcia na czele przyszłego zgromadzenia. W 1881r. Jadwiga przyłączyła się do matki i odtąd one obie, pod kierunkiem o. Semenenki tworzyły zręby przyszłej rodziny zakonnej o duchowości zmartwychwstańskiej.
Przez jedenaście lat (1875-
Także cel apostolski miały zmartwychwstanki przejąć od zmartwychwstańców, a było nim: moralno-
O. Semenenko nie doczekał zatwierdzenia przez Kościół tego umiłowanego przez siebie dzieła. Dopiero pięc lat po jego śmierci Zgromadzenie Sióstr Zmartwychwstania Pana Naszego Jezusa Chrystusa oficjalnie zaistniało w Kościele (6 I 1891). Jeszcze w tym samym roku M. Celina przyjechała do Polski i w Kętach k. Oświęcimia rozpoczęła budowę domu nowicjatu. W 1896r. na prośbę zmartwychwstańców siostry otworzyły placówkę w Bułgarii, a w 1900r. w Stanach Zjednoczonych.
U boku Matki Celiny stanęła wierna i oddana sprawie współpracownica, asystentka generalna i ukochana córka Jadwiga – nadzieja zgromadzenia i spracowanej matki. Przy takiej pomocnicy M. Celina spokojnie myślała o przyszłości młodej rodziny zakonnej: Jadwiga ją dalej poprowadzi, na jej ramiona można spokojnie i bezpiecznie złożyć zarówno duchowe jak i materialne sprawy Zgromadzenia. Któż potrafi lepiej, niż ona zrozumieć ducha zmartwychwstania? Ta umiłowana córka jest właśnie w pełni sił, ma 43 lata. Jej duchowa dojrzałość przeszła wszelkie oczekiwania! Aż oto nagle stało się coś, czego nikt nie przewidział, czego zupełnie nie brano pod uwagę przy planowaniu przyszłości. Ta podpora starzejącej się matki zostaje nagle, bez żadnych znaków uprzedzających, odwołana do wieczności. Wyrwana ze snu, w nocy 27 września 1906r., M. Celina stanęła jak skamieniały posąg bólu nad martwym ciałem swego dziecka. Straszny ten cios wstrząsnął Celiną, ale jej nie załamał. Z heroicznym męstwem podjęła zesłane jej cierpienie i kolejny raz – zgodzona z wolą Bożą, wypowiedziała swoje „fiat”.
W 1913r., po wizytacji w Częstochowie wracała zmęczona do Kęt. Zatrzymała się w Krakowie, była bardzo słaba, miała gorączkę. Przywołany lekarz stwierdził zapalenie płuc. M. Celina, jak zwykle, zgodzona z wolą Bożą spokojnie czekała na przyjście Pana. Ostatkiem sił wypowiedziała swój testament dla sióstr: „Niech będą jedno”.
Matka Celina została pochowana na cmentarzu w Kętach obok M. Jadwigi. Obecnie ich doczesne szczątki spoczywają w kościele parafialnym, gdzie ludzie proszą gorliwie we wszelkich potrzebach i są wysłuchiwani.
Zobacz również:
Raperzy CR-
Communio Crucis
Pozycje książkowe